czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział IV część I

 

Minął niemal tydzień odkąd nasi bohaterowie wyruszyli w piękną krainę, aby odszukać monarchę. Dla czworga śmiałków był to naprawdę denerwujący początek. Blacky i ksiądz praktycznie się do siebie nie odzywali, Panda wiecznie obrzucała Blackyego mięsem a Jaguar odwdzięczał się tym samym. Ksiądz pomimo swojego wieku poprosił aby nie mówić do niego per Pan, bo by się obraził. W końcu nie jest, przytaczając jego słowa, starszym panem.
    Aktualnie znajdowali się niedaleko od Sirenty. Rozbijali właśnie obóz na brzegu jeziora Misiowego. Tafla wody mieniła się pięknie w blasku księżyca, który oświetlał gwieździsty firmament.
- Pięknie się mieni - szepnęła do siebie Panda, wpatrując się w cud natury. - Ciekawe dlaczego...
- Ponoć pod wodą, bardzo głęboko umiejscowione są diamenty. - usłyszała głos kleryka. Był on bardzo spokojny i niemal kojący. Starszy podszedł do niej i położył jej rękę na barku. - To miejsce jest najpiękniejszym miejscem w Saorii. - ksiądz patrzył gdzieś w dal. Jego oczy pod okularami zdawały się być bardzo spokojne i uśmiechnięte. Jakby to miejsce wryło mu się w pamięć.
- Skąd to wiesz? - dziewczyna spojrzała na niego swymi szarymi oczami. Pomimo jej wzroku, kleryk wciąż patrzył na piękno natury.
- Niewiele osób o tym wie. - zmrużył delikatnie oczy. - Ale zimie często małe drobinki diamentów wypływają na górę i łączą się z lodem. Wygląda to nieziemsko, a zarazem fantastycznie...
    Tymczasem przysłuchiwali się mu również Miwa i Blacky, którzy zaciekawieni historią podeszli do obojgu. Kleryk opowiadał o jeziorze z zapałem również przy ognisku, który Blacky rozpalił podczas opowieści. Płomienie szalały delikatnie, ocieplając ich zmarznięte ciała. Na zaostrzone przez jaguara patyki wbili pianki, piekąc je nad ogniem. Poniektóre były już delikatnie zarumienione, powodując ślinotok u głodnych i spragnionych bohaterów. Byli oni bowiem zmęczeni podróżą, a ich żołądki puściutkie.
- Teoretycznie można pobrać wode z jeziora.  - powiedział odprężony Jaguar, wylegiwując się na kłodzie.
- Chcesz żebyśmy sie potruli?! - warknęła przedstawicielka pand. Blacky spojrzał na nią z politowaniem
- Nie, to jezioro, do twojej wiadomości, jest wiecznie czyste. Nawet ja coś wiem, możesz
to sobie wreszcie zakodować w twoim pandzim móżdżku?! - odwarknął różowowłosy, wyciągając pianki z ognia i wkładając jedną do ust.
- Możecie się nie kłócić? - wymamrotała dziewczyna o kolorze futra ecru. - Boli mnie już przez to głowa...
- Wybacz. - pośpiesznie odpowiedzieli. - Może połóż się spać? przejdzie natychmiast - podrzucił pomysł Blacky. Miwa spojrzała na ogniki latające w ognisku i ziewnęła.
- Nie, nie mam ochoty zbytnio spać. Swoją drogą, gdzie potem wyruszamy? Może Ksiądz wyciągnąć mape? - skierowała swoje słowa i oczy ku klerykowi. Ten wyciągnął powoli mape wersji minimalnej z kieszeni, i otworzył ją (mapa na początku efa).
- Teraz będziemy musieli okrążyć jezioro dookoła, a potem możemy skierować się do Cymarii. Tam trzeba będzie przepłynąć rzekę, a potem ruszyć do Misianee.
- Saoryjczycy i Cymaryjczycy chyba lubią Misie, co? - popatrzył na kompanię Blacky. - Ulica Misiowa, Jezioro Misiowe, a teraz jeszcze stolica.
- Masz coś do nich? - popatrzyła na niego Miwa. Mimo wszystko była uśmiechnięta.
- Broń Boże, lubię miśki. Są naprawdę przemiłymi zwierzętami. - ziewnął.
- Misie są lubiane w całej Imeanie. Są raczej uważane za pozytywne zwierzaki i muchy by nie zaatakowały. - wtrącił się do rozmowy ksiądz, zajadając ze smakiem pianki, wcześniej wyciągnąwszy je z ognia.
- Lubie misie, są takie do przytulenia!
- Ja też jestem poniekąd misiem! Pandy przecież są z rodziny niedźwiedziowatych a niedźwiadki to też w pewien sposób misie, prawda? - uśmiechnęła się rozradowana zielonowłosa.
- Nie, ty jesteś żmija. - rzucił mięsem jaguar. Panda wymamrotała coś pod nosem w jego kierunku, jednak nikt się tym nie przejął. Jedynie Miwa przytuliła się do zielonowłosej, częstując się piankami.
    Po jakimś czasie rozmowy bardziej ucichły, a Miwa skierowała się ku małemu laskowi na spacer. Właśnie przechodziła nad brzegiem jeziora, kiedy zobaczyła majaczącą w oddali sylwetkę mężczyzny. Patrzyła na niego krótko, zanim ten zdążył się odwrócić i zaprosić ją do siebie gestem. Dziewczyna pomimo możliwego niebezpieczeństwa ze strony gwałcicieli morderców czy ogólnego światowego paskustwa, podeszła do niego powoli i spojrzała na przybliżającą się postać. Mężczyzna ubrany był w różne odcienie szarości, a samo futro było czysto czarne. Jego białe włosy powiewały delikatnie na wietrze, a były one wyjątkowo długie jak na mężczyznę. Przy uszach parę kosmyków śmiesznie odstawały w górę. Kiedy widać było jego pysk (dla czytelników - pamiętajmy, że to furry. Tu są pyski a nie twarze, chociaż czasami mogę się zapomnieć) Miwa zaobserwowała że na prawym oku ma opaskę z misternym uśmieszkiem. Jego oczy były nienaturalne, bowiem białka były całkowicie czarne, a tęczówka biała. Zamachał ogonem uśmiechając się do niej paskudnie.
- Cóż taka młoda dziewucha robi tutaj o północy? - spojrzał na nią. - Nie powinnaś podchodzić do nieznajomych, wiesz?
Miwa spojrzała na niego. Chwilę nic nie mówiła, jednak słowa wypłynęły jej pośpiesznie z ust.
- Kim jesteś i co tutaj robisz o północy? Tak wiem, że nie powinnam!
Puma, bo takim był z pewnością gatunkiem, spojrzał na nią wręcz rozśmieszony. Miwa zdziwiła się i wpatrywała w nieznajomego. Ten chwile trwał z uśmiechem, który według Miwy całkowicie nie pasował do jego niebezpiecznych rysów. Po chwili odchrząknął i spojrzał na nią pozbawiony owego uśmiechu. Teraz ta mina idealnie do niego pasowała.
- Jestem kimś, kogo nigdy nie chciałabyś spotkać. Chociaż...
- Chociaż?
- Chociaż zapewne się cieszysz, co? - uśmiech. - Nie przeczę, że z pewnością chciałabyś mnie spotkać.
- Jesteś narcyzem. - spojrzała na niego z przymkniętymi oczami.
- Przecież żartowałem. Jestem wspanialszy niż tylko mówię. - dodał szeptem, który Miwa nie dosłyszała. - Nie znasz się na dowcipach.
- Znam się! - odpowiedziała naburmuszona, zakładając ręce na biodra. Białowłosy spojrzał na wodę.
- Dobra, żarty na bok. A tak poważnie, co tu robisz?
- Jestem z przyjaciółmi jednym z uczestników RoyalRoadu i dopiero tutaj dotarliśmy.
Puma chwilę się zastanowiła.
- Wiesz, że Royalroad to nazwa nieprawidłowa?
- Jak to? - Miwa spojrzała na niego zdziwiona po raz enty.
- Po Angielsku to troche niepoprawne. - Miwa usiadła obok niego. - ale to nie ważne. RoyalRoad, powiadasz? To ciekawe, że taka młoda dziewczyna w takim poważnym rajdzie. To jak droga krzyżowa z Warszawy do Londynu.
- Co to Warszawa i Londyn? - spojrzała na niego z otwartymi oczami, jak małe dziecko spragnione informacji.
- Nie ważne. Tak jak z Astrophenii na wyspy Cymaryjskie. Teraz rozumiesz? - patrzył właśnie na nadal mieniącą się tafle wody. Miwa patrzyła w jego oczy, które były spokojne jak oczy kleryka.
- Teraz raczej kojarzę. - skierowała swój wzrok ku miejscu, któremu zaciekawiła się puma. Ziewnęła cicho.
- Jak masz na imię? - zapytał ni stąd ni zowąd.
- Miwa Lawilet. - odpowiedziała mechanicznie, nie żałując tego. Zaufała pumie, która zdawała mu się być pozytywną postacią. - A Ty?
Puma zastanowiła się chwile, wpatrując się w dziewczynę.
- Shinai Sairento. - w głosie Shinaia dało się wyczuć delikatnie Francusko Japoński akcent, który spodobał się Miwie. Bynajmniej nie patrzyła na niego jako mężczyznę, a jako... przyjaciela. Choć to dziwne, bo sama puma była z wyglądu niebezpieczna. Jak to puma.
- Co to za imię? Francuskie?
- Imię raczej japońskie a nazwisko bliżej nieokreślone. Francuskie albo Japońskie. Za to Twoje czysto angielskie.
- Dziękuje. - uśmiechnęła się do niego.
    Chwile patrzyli razem na piękno natury w ciszy. Shinai poczuł się dziwnie, a zarazem delikatnie poruszony. Dziewczyna zdawała mu się być dość miła, jednak tak samo jak ona, tak i on nie patrzył na nią jak na kobietę. Złamał by swoją regułę aby nigdy nie podrywać młodych dziewczyn, a tym bardziej nie zakochiwać się w takowych. I reguły dotrzymał. Robił to z resztą dobrze. Miwa spojrzała na majaczące z daleka światło ogniska i wpadł jej do głowy pewien pomysł.
- Shinai... a może chcesz poznać moich przyjaciół? - uśmiechnęła się do niego.
Shinai zastanowił się krótko. Teoretycznie nie lubił być w towarzystwie, ale mogło by być to ciekawe.
- Z chęcią. - odpowiedział pokrótce i ruszył z Miwą ku obozowi.

- Tobie już totalnie mózg wyparowało, pando?! - warknął na nią Blacky.
- No chyba jednak tobie! - odparowała.
- Chciałabyś!
- A i owszem! Utop się!
- Nie dzięki!
- To Cie sama utopie!
- No chyba odwrotnie!
- Chciałbyś!
- Żebyś wiedziała! Zawrzyj gębę!
- Zaklej twarz!
- Cisza! - krzyknął kleryk, który powoli przestawał znosić kłótnię nastolatków. Odkąd Miwa wyszła na spacer, oboje ciągle się kłócili. Oboje teraz siedzieli cicho.
    Cisza jednak długo nie mogła ustać, ze względu na gadatliwość Pandy.
- O co poszło w sumie?
- Nie pamiętam. - wzruszył ramionami Blacky, parskając wraz z Pandą śmiechem.
- Sztama? - zapytała zielonowłosa.
- Nie.
- Chciałam być miła!
- Ale nie jesteś!
- No to masz problem!
- Sama masz problem!
- Zaraz oboje będziecie mieli problem jak trafi mnie szlag! Bóg widzi wszystko i z pewnością nie jest takim zachowaniem zadowolony! - pouczył ich, patrząc w taflę wody. - od początku tylko kłótnie, jakbyście normalnie nie mogli egzystować w spokoju!
Oboje wymamrotali przeprosiny pod nosem, wpatrując się w wode.
- Ciekawe dlaczego to jezioro nazywa się Misiowe? - zdziwił się Blacky.
- Od imienia przyjaciółki odkrywcy. - Uraczył ich głęboki i jakże męski głos, na sto procent nienależący do księdza Francoisa. Trojga odwróciło się i spojrzało na Miwę wraz z mężczyzną o białych włosach. Blacky wyciągnął broń.
- Spokojnie, nie jestem terrorystą. - spojżał groźnie na Blackyego, który czując coś dziwnego schował broń. Shinai usiadł na kłodzie zmęczony, a obok usiadła Miwa. Dołączyła się i reszta. Chwile trawała cisza.
- A kim ty właściwie jesteś? - podniosła brew Panda. Zadała pytanie, które reszta również chciała zadać.
- Jestem Shinai. - odpowiedziała pokrótce puma. - Sairento Shinai.
- Skąd tu jesteś?
- Mówi się jak się tu znalazłeś - skwitował ją Blacky
- Spadaj!
- Sama spadaj!
- Tak jakoś, nagle. - przekrzyczał ich Shinai. Oboje ucichli.
- Jakiego odkrywcy? Mówiłeś coś o przyjaciółce odkrywcy - spojrzał na niego ksiądz.
- To tajemnica. Dzięki Bogu nie nazwał tego jeziora kisielowym. Było by czerwone albo zielone. Lepsze takie.
- Co racja to racja. Ciekawiej by było jakby nazwali to Jeziorem ZombieKisiela. To by była zacna nazwa. - odpowiedział Blacky.
- Chłopcze, lubisz książki fantasy? - spytał Shinai.
- Lubie, a co?
- To lepiej przestań lubić, bo masz dziwną wyobraźnie...
Blacky zaśmiał się wraz z resztą kompanii.
- Skąd wiesz o tym, że nazwał to od imienia przyjaciółki? - spytał zaciekawiony historią ksiądz.
- Ja wszystko wiem o Imeanie. - wzruszył ramionami, ze szczerą odpowiedzią.
- Skąd? - Panda zapytała z pełnymi ustami. Blacky otwierał usta aby coś powiedzieć, jednak Shinai go ubiegł z odpowiedzią na pytanie.
- Bo wielki mój wiek a mózg pełen faktów i wspomnień. - odpowiedział poetycko.
- Ile masz lat? - zapytała zaciekawiona Miwa.
- Wiele, oj wiele. Przeżyłem tyle, że twój umysł tego nie ogarnie... - pokręcił głową, patrząc w ogień.
- A opowiesz nam o założeniu Imeany! - szybko poprosiła Panda.
- Może lepiej całego świata? - Blacky mruknął.
- Chętnie. - skwitował go Shinai.
Białowłosy chwile pomyślał nad odpowiedzią.
- Dawno temu, kiedy świat na którym aktualnie egzystujemy połączony był z nacją ludzką, pół zwierzęta, ludzie wywołali wojnę. Świat pogrążony był w smutku, a wiele osób straciło swoje życia. - gromada patrzyła na niego z niekrytą ciekawością. - Kapłani z całego świata zgromadzili się w jednym miejscu, aby modlić się do Boga o spokój. W tym czasie ludzie również modlili się żarliwie. Wtedy na ziemie o dziwo wstąpił Bóg, choć jego obrazu już nikt nie pamięta. Wtedy Bóg rozłączył ze sobą obie nację, uspokajając wszystkich. Powstało swego rodzaju lustro, którego każda strona to obie piękne krainy, ziemia i ten piękny świat. Imeanę założyli wierzący, ponieważ to właśnie w jej środku nad rzeką Cherius modlili się kapłani.
    Gdy Shinai zakończył swą historie, wszyscy trwali w ciszy, pragnąć dalszych słów białowłosego.
- Może dlatego masz białe włosy... - wyszeptała Panda.
- Dlaczego? - spojrzał na nią Shinai.
- Masz tyle lat, że to pamiętasz, to i ja bym miała siwe włosy... - Wszyscy padli. Nawet Shinai parsknął śmiechem, choć to do niego wyjątkowo nie pasowało.
- Ty jak sie odezwiesz to już w ogóle wszyscy padają na kolana i proszą o cisze. - pomiędzy duszeniem się ze śmiechu wymamrotał różowowłosy.
Po uspokojeniu się całej gromady, ksiądz skierował słowa do Shinaia.
- Znasz ludzi? - poprawił okulary, które opadły mu z nosa podczas śmiechu.
- Jestem przedstawicielem człowieka. - odpowiedział mu spokojnie. Ksiądz spojrzał na niego zaciekawiony jak dziecko.
- Ale przecież jesteś tacy jak my wszyscy.
- Ponieważ kiedy człowiek przejdzie przez lustro, zmienia się. Lecz jeżeli mieszkańcy Imeany przejdą przez lustro, zostaną takimi jakimi są naprawdę. - odpowiedział mu białowłosy.
- To ciekawe. My też możemy przejść? - zapytała Miwa.
- Ja nie moge wam pozwolić. Tylko określone osoby potrafią.
- Kto? - zapytał Francois.
- Kapłani.
- Jesteś kapłanem? - spojrzał na niego Blacky.
Shinai wstał i spojrzał na księdza.
- Jutro, już jest północ. Dobranoc - i zniknął.

1 komentarz:

  1. <su... albo nie.
    Wielka rodzina Misiów <3<3<3 Misie tu, Misie tam, Misie wszędzie <3<3<3<3<3<3<3<3<3
    Kc BlackyxPanda. Pewnie oboje umrą na serce od tego mięsa ;(
    Shin, jesteś księdzem i koooooooochaaaaaaaaasz jąąąąąąąąą?!
    Odczuwam miętę w relacjach Shina i Księdza :)... taki żarcik sceniczny.
    ... Zostawiliście mi piankę, nie? ;0; Ja też zasługuję na odrobinę rozkoszy w tym zimnym i okrutnym życiu!
    Loch Kisiel <3
    Kc ten part, był długi i namiętny, pragnę kolejnego ze sceną łóżkową ;(

    OdpowiedzUsuń